Ponieważ jednocześnie opieka nad maluszkiem i dekupażowanie raczej się wykluczają, a już na pewno w przypadku Maksia, więc poszukuję robótkowania takiego, od którego można się szybko oderwać. I tak jedna z prób obejmuje szydełkowanie. Póki co zaczynam i wiele nie zrobiłam. Dwa rękawki na komórkę z kwiatuszkami. Kwiatki to moja pełna improwizacja, więc wyszły jak wyszły, ale są moje :) Jeden rękawek zrobiony słupkami, drugi półsłupkami. Jak ktoś robi na szydełku, to się orientuje, że to żadna sztuka. Dla mnie jednak sztuką było zaczęcie całej pracy - czyli zrobienie początkowego supełka (wiem, wiem... śmiechu warte...), prawdziwą sztuką było też takie nabieranie oczek, żeby robótka się nie zwężała, żebym ich nie ściskała, no i oczywiście pilnowanie, żeby w każdym rządku było tyle samo oczek. No ale jakoś sobie poradziłam. Czasami było prucie, ale robótki i tak szybko przybywa. Muszę też stwierdzić, że jestem w stanie polubić szydełko - mam nadzieję, że z wzajemnością. Chciałabym opanować jakieś nowe wzorki i ściegi. Bo chyba takie są?
Kejti podziwiam! Mi się wszystko tak ściska i w ogóle nie idzie, że odłożyłam szydełko na "później". Pod okiem mojej mamy próbowałam zrobić serwetkę, podobno bardzo prostą, ale wyszła mi mała czapeczka dla lalki ;)to dopiero śmiechu warte!! A Twoje szydełkowanie jest jak najbardziej ładne!Równiutkie i kolorowe i jeszcze te kwiatki - super!
OdpowiedzUsuńDzięki Marcik :* Ależ się uśmiałam z tej serwetki, co wyszła jak czapeczka :)
OdpowiedzUsuń